RSS

Archiwum kategorii: Recenzja

Tarnowskie Góry. Romantycznie.

Dzięki Wydawnictwu Almaz, Tarnowskie Góry miały trzy odsłony fantastyczne, jedną kryminalną i nadeszła pora na romantyczną. Dlaczego tak późno, skoro to z miłości do miasta zrodził się pomysł na antologie? Bo wszystko ma swoje miejsce i czas, a uwierzcie mi, że tutaj zagrało od pierwszego wejrzenia. Bo już okładka przyciąga wzrok, obraz autorstwa Barbary Mróz, która właśnie dla miłości zamieszkała w Tarnowskich Górach to pierwszy krok do poznania historii.

Tarnowskie Góry stanowią punkt odniesienia dla wszystkich tekstów, jednak każdy z nich jest inny i wyjątkowy, wmyka się ramom słowa „Romantycznie”.

Wspominałam Wam już tutaj o moim opowiadaniu w tym zbiorze: „Sekret Ewy”, a dziś chciałam opowiedzieć o tekstach moich koleżanek, z którymi historia Ewy ma wielką przyjemność sąsiadować.

Antologię otwiera krótka forma autorstwa Magdaleny Grajcar, której drugi tekst „Pod kogutem i sową” pięknie i subtelnie do niej nawiązuje. Każdego czasami dręczy pytanie co by było gdyby, Magdalena Grajcar z gwarkowym koncertem w tle i przy delikatnym brzmieniu śląskiej gwary podejmuję próbę odpowiedzi na to pytanie.

Lucyna Olejniczak i jej „Powrót do miejsc szczęśliwych” to jednoczesny powrót do pierwszej miłości i pokazanie ciężaru, jaki niesie za sobą choroba. Bo w końcu każdego z nas, czas doświadcza i tym samym zmienia, a echo niespełnienia pozostaje.

Bernadeta Prandzioch zaprasza nas do Tarnowitz na „Największe widowisko świata”, przy okazji pokazując siłę i moc pierwszego zauroczenia.

Humor czytelnikowi poprawi Iwona Banach opowiadając historię o tym „Kto miłością wojuje…”, kontynuacji powiedzenia możemy się domyślać. Tutaj Tarnowskie Góry widzimy oczami osoby przyjezdnej. No i bądźmy szczerzy, móc się dowiedzieć, czy naprawdę kocha? Tylko z laleczkami voodoo trzeba uważać!

Bilet na koncert ”Zespołu Nagłej Śmierci” wręcza nam Krystyna Chodorowska. Dawni przyjaciele z kapeli spotykają się na pogrzebie jednego z nich. To pretekst do spojrzenia na swoje młodzieńcze marzenia i skonfrontowania ich z rzeczywistością. Okazuje się, że życie wiele z nich zweryfikowało, jednak ślad i pamięć o dawnym pożądaniu pozostała.

„Księżniczka Tygrys- córka królowej” to bardzo aktualny i współczesny tekst Anny Zgierun- Łaciny, można nawet stwierdzić, że pandemiczne maseczki mają w nim wielki udział. Otrzymujemy kilka zgrabnych nawiązań do literatury, a łańcuszek niefortunnych zdarzeń kieruje bohaterkę do Tarnowskich Gór. Gdzie okazuje się, że czasami prawdziwa miłość musi wiele zrozumieć i jeszcze więcej wybaczyć.

Anna Hrycyszyn jest obok Magdaleny Grajcar, drugą autorką z dwoma tekstami w antologii. W pierwszym „Gołębie” udowadnia, że na miłość i bliskość nigdy nie jest za późno, a sam tekst ciepło oddziałuje na zmysły. Natomiast „Rękawiczki” wydają się być namiastką spełnienia fantazji o nabyciu superbohaterskich mocy, a przy okazji doprowadzić do bratniej duszy. Jednak z czasem widzimy przepiękne i refleksyjne drugie dno opowieści.

„Czas zmian” Bożeny Mazalik to najdłuższe opowiadanie w zbiorze i być może dlatego porusza szerokie spektrum trudnych kwestii związanych nie tylko z relacjami, ale też z postępującymi zmianami klimatu. Teoretycznie zawiera wątki nadprzyrodzone, wszak na evencie spotykają się długowieczni, którzy używają receptur Flamela czy Sędziwoja. Jednak podczas czytania nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to tylko przysłona do pokazania mechanizmów toksycznych relacji, problemów z wejściem w kolejne i z zaufaniem. Widoczny jest tutaj proces uwalniania się.

Podobną tematykę porusza Agnieszka Gil w tekście „Srebrny anioł”, gdzie bohaterka łapie dystans do swojej relacji i dostrzega jej pustkę. Tarnowskie Góry stają się tłem dla trudnych decyzji. Przepięknie jest oddana siła kobiecego wsparcia i to, że miłość nie zna granic.

„Psiego najlepszego” Moniki Michalik to merdająca ogonem przeurocza opowieść o próbie odpowiedzi na pytanie o wybór „serce czy rozum”. A także o pułapce wiecznego czekania.

Kolejne zwierzę, które subtelnie przemyka po strofach opowiadania znajdziemy w „Studni kotów” autorstwa Olgi Niziołek. Otrzymujemy przekrój życia bohatera będące niespełnieniem i odpuszczaniem kolejnych marzeń. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z braku w naszym życiu, ale chyba jeszcze częściej nie widzimy tego, co już w nim jest.

Tymczasem Magdalena Kucenty ogłasza „Niezmierzch” i skojarzenia do popularnej serii książek o wampirach są tutaj nieprzypadkowe. Miejscami bardzo zabawna opowieść o nacierającym się brokatem głodnym wampirze, szybko rozrasta się w historię o magicznych stworzeniach, pełną zaklęć i rytuałów. Jednak przede wszystkim skomplikowanych relacji i związków.

Tarnowskie Góry budzą bardzo silne skojarzenia ze srebrem, w pewien sposób wykorzystała je również Anita Scharmach w opowiadaniu „Żywe srebro”, gdzie wiele jest również o więzi z psim przyjacielem. Takie teksty dają nadzieję, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli jeszcze tego nie widzimy.

Antologię zamyka tekst Weroniki Wierzchowskiej, która przedstawia nam „Dziewczyny z kombinatu”, tym samym zapraszając nas do Zakładów Chemicznych z 1974 roku.

Tarnowskie Góry to miasto inspirujące na wiele sposobów, a każda autorka podeszła zarówno do tematu miejsca, jak i tytułowego romantyzmu bardzo indywidualnie. I to jest urok magicznych miast i wielkich namiętności.

Zapraszam do Tarnowskich Gór.

Wydawnictwo Almaz

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 10 kwietnia, 2022 w Recenzja

 

Tagi: , ,

Robert Foryś – „Sztejer”

Zacznijmy od tego, że Vincent Sztejer nie jest miłym facetem.

Sztejer jest efektem czasów i okoliczności, jakie go ukształtowały w świecie, o którym wiemy, że miała w nim miejsce Zagłada, a po niej pozostały mutacje i potwory. Właśnie z nimi walczy Vincent i jest w tym piekielnie skuteczny, bo możemy go nie darzyć sympatią, ale to jest ktoś, kogo zdecydowanie chcemy mieć po swojej stronie.

Nie jest to opowieść dla każdego, mamy szorstki świat, szorstkie zasady, a co za tym idzie szorstki język. Kobiety są mocno uprzedmiotowione, bardzo często niepiśmienne, służą do zaspokajania męskich potrzeb, jednak nie można traktować tego jako zarzutu, ponieważ jest uzasadnione fabularnie. W tym świecie ludzie służą jako narzędzia, normą jest niewolnictwo, co buduje bardzo obdarty z sentymentów obraz relacji. Natomiast kiedy już na scenę wkracza silna kobieta, to budzi ogromny respekt.

„Sztejer. Umarły syn” otwiera mocne zdanie „Nazywam się Vincent Sztejer i zabijam dla srebra”, ten prosty, ociekający cynizmem opis więcej mówi o tym jak bohater chciałby być postrzegany, bo tak naprawdę, pomimo pozornego dbania wyłącznie o swoje sprawy, historia pokazuje, że serce ma po właściwej stronie. Chociaż Robert Foryś sprawnie zaciera granicę pomiędzy pojęciami dobra i zła.

Intrygująca jest historia głównego bohatera, trochę dowiadujemy się z okruchów jego przeszłości, zapewne ich rozwinięcie będzie na nas czekało w kontynuacji serii. Które to dostaniemy jeszcze w tym roku w „Wino, kobiety i śmierć” i „Gdzie miecze poniosą”.

Sceneria akcji nie jest jednolita, poznajemy większe miasto – Piołun, pustkowia, rodzinę mieszkającą w puszczy, przy okazji autor wplata fragmenty historii o zarazie, Wyklętych ludziach z Wyklętych miast, mnóstwo nitek, które składają się na obraz wyniszczonego świata.

Nie brakuje też wielkiej polityki w tle, intryg i układów. Foryś dba, żeby czytelnik nie czuł się oderwany od kreowanego świata i na przykład odnosi się do znanych nam nazw potworów. A my wierzymy, że faktycznie wszelkie strzygonie, czy utopce przyjęłyby się w gorszej wersji przyszłości. Kilka razy mruga do czytelnika odniesieniami i nawiązaniami, a wszystko to, ukorzenia nas w historii.

Jedyny większy zarzut jaki mogę mieć, to taki, że nie boimy się o Sztejera, bez względu na to, jak oberwie i co go spotka, spada na cztery łapy. Jednak jest to też wpisane w konwencję gatunku, idąc z bohaterem jesteśmy bezpieczni, silni i nieposkromieni, co miałoby świetne przełożenie na grę. Zwłaszcza, że oddziałuje właściwie przy pierwszoosobowej narracji.

Drugą serią o Sztejerze są „Kroniki Toruniun”, o szkoleniu u ojców z Toruniun wspomina w „Nieumarłym Synu”, o skomplikowanych okolicznościach swojego odejścia również.

Akcja „Kronik Toruniun” dzieje się później, Sztejer jest starszy i bardziej poturbowany, po pięciu latach spędzonych w zamknięciu. A świat też się trochę zmienił. Jest zdecydowanie więcej kobiet, które mają coś do powiedzenia. Dostajemy kolejną porcję walk i co naprawdę cieszy nie stanowią kalki poprzednich, intrygi są też nieco bardziej wyrafinowane.

Vincent Sztejer może nie jest miłym facetem, ale mam do niego słabość. Poznajcie się.

WarBook

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 29 marca, 2022 w Recenzja

 

Tagi: , , ,

„Kapłan” – Krzysztof Kotowski

Krzysztofa, tytułowego Kapłana, poznajemy w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zdezorientowani lekarze nie potrafią postawić jednoznacznej diagnozy. Nie pozwala na to mnogość różnorodnych objawów. Kiedy te ustępują okazuje się, że Kapłan pamięta… posiadł pamięć swoich przodków, a przede wszystkim ich umiejętności.
Szybko okazuje się, że niezwykłe zdolności Krzysztofa nabyte gwałtownie i nieoczekiwanie są wielkim, a jednocześnie bardzo niebezpiecznym darem. Są ludzie, którzy całe życie poświęcili oczekując na nadejście Kapłana. W przypadku Krzysztofa tytuł o tyle dwuznaczny, że jednocześnie jest duchownym, jednak dawne życie będzie zmuszony porzucić. Na scenę wkracza organizacja o ogromnych wpływach – Aurelici, a we wszystko zostaje wplątana lekarka Krzysztofa.
Tajne stowarzyszenia mogą wydawać się tematem przebrzmiałym, jednak porównanie do słynnego „Kodu..” uważam za krzywdzące. Owszem dostajemy dawkę historycznych ciekawostek, wizytę w muzeum, ale wszystko podane w lekki i niewymuszony sposób. (A na ile byłam w stanie to zweryfikować wszelkie teorie naukowe, czy historyczne smaczki, są prawdziwe).
Akcja nie pędzi jak szalona, ale utrzymuje się na poziomie niewymuszonego zaintrygowania.
Dodatkowo otrzymujemy barwny przekrój postaci, a ich wzajemne relacje świadczą o tym, że kiedy przełamie się uprzedzenia, to wiele dobra i podobieństw można odkryć w drugim człowieku. A fakt, że profesor, ksiądz i punk są w stanie współpracować sprawia, że cieplej robi się na sercu.

Kontynuacja „Kapłana” – „Modlitwa do Boga złego” już w kwietniu, a tom trzeci „Czas czarnych luster” ukaże się w czerwcu tego roku.

Pozostaje ogrom pytań nad tym co utracone, jak wiele dzieł i wiedzy przepadło i jak pamięć o człowieku jest ulotna, jak trudno coś po sobie pozostawić nawet w skali kilku pokoleń. Refleksje dosłownie kłębią się w głowie. Wreszcie, czy może być coś bardziej cennego niż wiedza i umiejętności naszych przodków? Jaką władzę posiądzie człowiek z takim darem? I czy dar może również stać się przekleństwem? Na jak wielką samotność skazany jest ktoś z niewyobrażalną wiedzą i zdolnościami?

W książkach Krzysztofa Kotowskiego z przyjemnością zaczytywałam się ponad dekadę temu i przyznać muszę, że takie powroty są ryzykowne. Bo do znanej opowieści wraca już inny człowiek, ten powrót był jednak wyjątkowo udany. „Kapłan” wymyka się ramom gatunkowym i wytartym schematom, to niezwykłe jak broni się ta historia przed upływem czasu.

Cieszę się, że w tym miejscu mogę zaprosić Państwa na spotkanie autorskie online z Krzysztofem Kotowskim, który wraca na rynek książki z serią „Kapłan”, a jeszcze w tym roku z czymś zupełnie nowym. Wszystkiego dowiemy się na spotkaniu. Najbliższa niedziela, w samo południe, na moim fanpage. Z kim się widzimy?

Przy współpracy z https://5why.pl/kotowski/
Krzysztof Kotowski

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23 lutego, 2022 w Recenzja, Spotkania z autorami, Wywiady

 

Tagi: , ,

Recenzja „Jednym tchem” Joanna Krystyna Radosz

Powieść, którą przeczytacie „Jednym tchem”! Przedpremierowa recenzja mojego patronatu.

Łyżwiarkę figurową Eleonorę poznajemy, kiedy staje u progu wielkiej, światowej kariery i otrzymuje szansę, której nie może zignorować. Jednak równolegle w jej życiu osobistym wydarzają się małe tragedie, musi w toku gwałtownych przemian wybierać, kim jest i kim się staje. Znaleźć odpowiedź na pytanie jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla swoich marzeń, kiedy na szali jest wszystko, co znane i bezpieczne. Poza szeroko rozbudowanymi kwestiami sportowymi, zostają zobrazowane problemy dorastania, pytań o własną tożsamość i seksualność. A wszystko to przedstawione z ogromną wrażliwością i naturalnością. Można powiedzieć, że „Jednych tchem” jest powieścią dla starszej młodzieży, ale autorka stawia nam pytania bardzo dojrzałe i ponadczasowe.

Cała historia pięknie obrazuje świat sportowców, zawodów, ich codziennych treningów i niejednokrotnie samotnej drogi na szczyt. Widzimy często jedynie piękne błyszczące stroje i kilka minut zjawiskowych piruetów. Co również znajduje przełożenie na inne dziedziny, gdzie dostrzegamy jedynie sukcesy, bez cienia porażek i wielu nieudanych prób. Opowieści o sportowcach zwykle są do siebie podobne, jest ogromna determinacja i poświęcenie. Często jest obrazowana bliskość geniuszu, bolesne upadki, kontuzje, złośliwość losu i współzawodników. To znane nam, nieodłączne elementy, których nie może zabraknąć. Jednak w te bliskie sytuacje wlać emocje, sprawić, żeby postacie interesowały czytelnika, stanowi prawdziwe wyzwanie. Joanna pokazując granice wytrzymałości i obnażając psychikę swoich postaci, sprawia, że nie są papierowi.

Dodatkowym atutem robiącym klimat jest muzyka, nie wiem czy tylko ja tak mam, ale lubię słuchać utworów razem z bohaterami, więc poznałam sporo nowych kawałków, które stanowią ścieżkę dźwiękową dla „Jednym tchem”. Kolejną rzeczą, jaką wyszukiwałam były skoki, musiałam wiedzieć jak dokładnie wygląda ten słynny potrójny axel i kilka innych skoków też. (Muszę też nadrobić film biograficzny o Tonyi Harding). Dziękuję Joanno, że mogłam objąć patronatem Twoją powieść, przypomniałaś mi nią fajne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy oglądałam z mamą łyżwiarstwo figurowe i nie rozumiałam jaka siła sprawia, że te piękne, eteryczne istoty robią taką magię na lodzie, nadal nie rozumiem, ale niezmiennie jestem zachwycona.

Bardzo liczę na kontynuację „Jednym tchem”, zwłaszcza po tej homeopatycznej dawce żużlu.

I mój ulubiony cytat: „Trzeba wielkiej pychy, by stwierdzić, że się z całą pewnością rozumie miłość”.

Premiera 15 listopada.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 6 listopada, 2021 w Recenzja

 

Tagi: , , ,

„Dziewczyna z wiatrem we włosach”

Do drugiej odsłony serii „Między stronami życia” zaprosiła nas Anna Szczęsna – książki, które same się czytają w swojej nowej książce „Dziewczyna z wiatrem we włosach”. Cieszy mnie, że drugi tom trafił w ręce czytelników tak szybko, ponieważ autorka zafundowała bardzo mocne, otwarte zakończenie w „Dziewczynie, która patrzyła w słońce”.

W poprzednim tomie głównymi bohaterami była para pisarzy – Justyna i Michał, zbudowani na zasadzie kontrastów. Bohaterów różniło niemal wszystko, od skrajnie odmiennego podejścia do życia, do różnych gatunków literackich, w jakich tworzą. W drugiej części perypetie Justyny i Michała nadal nas absorbują, jednak szala wydarzeń przechyla się na postać do tej pory drugoplanową, na Marlenę.

Do tej pory wiedzieliśmy o Marlenie niewiele, że jest agentką literacką Michała i przyjaciółką Justyny. Właściwie poza Beatą, to historię Marleny chciałam poznać najbardziej. To postać, która jest napiętnowana ogromną samotnością, spełnia się zawodowo, jednak ludzi trzyma na dystans od siebie i swoich problemów. Tak naprawdę Marlena jest punktem wyjścia do kwestii z jakim Ania zderza czytelnika. Pokazuje z niezwykłą wrażliwością, jak trudno jest poprosić o pomoc, czy nawet zdać sobie sprawę, że się jej potrzebuje. Z kart „Dziewczyny z wiatrem we włosach” wybrzmiewają refleksje o przemijaniu, o starości, o tym, że być może każdy stanie kiedyś przed faktem, że ktoś bliski będzie wymagał opieki i wsparcia. Relacje rodzinne kreślone są tutaj bez lukru, bywają uciążliwe, trudne, a wręcz toksyczne, a skala krzywd i autodestrukcji do jakiej możemy dopuścić jest ogromna.

O pierwszej części serii powiedziałam, że to książka, która przytula, podczas jej czytania czułam się dobrze i bezpiecznie. Drugi tom pomimo tego, że jest nośnikiem poważnych przemyśleń również sprawia, że czuję się dobrze. Ania ma dar niesienia w swojej twórczości nadziei, podsuwa czytelnikowi lustro i gdzieś pomiędzy stronami udowadnia, że jeszcze może być pięknie. Za to dziękuję najbardziej.

Na koniec dwa cytaty, które mnie urzekły, każdy z innego powodu 🙂

„Co mogę zrobić lepiej? Zaczęła się zastanawiać. Jak wykorzystać dany czas, żeby nigdy nie żałować?”

„Dotarło do niej, że jedyne witaminy, jakie przyjmuje, pochodzą z wina. Bo chyba są tam jakieś witaminy, skoro wino jest z owoców?”

Wydawnictwo Kobiece

Na moją rozmowę o pierwszym tomie „Dziewczyny…” zapraszam tutaj:
https://www.facebook.com/AgnieszkaWlokaPomiedzyStronami/videos/1754412198063854

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 6 września, 2021 w Recenzja

 

Tagi: ,