RSS

Archiwa tagu: urban fantasy

Premiera „Pań Czarownych”. Wywiad z Jakubem Ćwiekiem.

Dziś swoją premierę mają „Panie Czarowne” Jakub Ćwiek. Dosłownie. Wydawnictwo SQN

Z tej okazji zapraszam Was na moją rozmowę z Jakubem, przeczytajcie o tym, jak powstawały „Panie Czarowne”.

W „Paniach Czarownych” po raz kolejny, po „Topieli”, zabierasz czytelnika do swoich rodzinnych Głuchołaz?

W moje rodzinne strony zabrałem czytelników już nie pierwszy raz. Epilog „Szwindla” ma miejsce właśnie w Głuchołazach, a akcja słuchowiska „Szepczący w eterze” będącego uwspółcześnieniem opowiadania Lovercrafta ma swój finał tam, gdzie zaczynają się Panie – w Pokrzywnej, wiosce nieopodal Głuchołaz. To oficjalnie, bo czasem nawet jak nie podaję nazwy miasta, albo celowo podaję inną, ktoś, kto zna Głuchołazy, rozpozna konkretne lokacje. To bardzo wdzięczne miasto do opisywania, bo z jednej strony typowe małe miasteczko, a z drugiej miejsce z bogatą historią, ciekawie umiejscowione i w związku z tym ze sporym fabularnym potencjałem.

Czy mieszkańcy Głuchołaz mają świadomość, że „Szubieniczna góra” ma mroczną etymologię? Bo jej nazwa jest związana z procesami czarownic. W połowie XVII wieku pogranicze nysko – jesenickie było świadkiem wielu poprzedzonych torturami śmierci „za czary”.

Część mieszkańców wie, choć nie jest to, na ile się orientuję, wiedza powszechna. Ja zresztą sam bardzo długo nie miałem o tym pojęcia i dowiedziałem się dopiero od szwagra podczas rodzinnej podróży po Stanach. Byliśmy akurat w osławionym Salem, zwiedzaliśmy Muzeum Czarownic i wtedy właśnie mój szwagier, lokalny patriota powiedział mi: Ty, ale wiesz, że to samo mieliśmy w Głuchołazach, nie? A nawet gorzej, bo ofiar było więcej.

Obecnie w naszej okolicy istnieją szlaki turystyczne, rowerowe nawiązujące do tamtych wydarzeń i podające podstawową wiedzę na ich temat. Ale myślę, że to wciąż ogromne pole do popisu dla mnie, by w należyty sposób spopularyzować historie ofiar procesów czarownic na tych ziemiach. Zacząłem od powieści fantastycznej, od podszytego grozą urban fantasy, ale nie zamierzam na tym poprzestać.

Lepiej pisać o miejscach bliskich? Nawet jeśli odkrywasz jego mroczne karty historii?

Myślę, że to zależy od tego z kiedy są te mroczne karty. To, co się działo w moich okolicach w siedemnastym wieku to oczywiście ogromna tragedia i jedna z wielu zbrodni za którą Kościół Katolicki winien zostać należycie rozliczony (zwłaszcza, że w ten czy inny sposób kultywuje swoje procesy osądzania i piętnowania ludzi odstających od ich koncepcji świata). Ale też powiedzmy to jasno, po tylu latach rozpatrujemy to bardziej w kategoriach historycznej ciekawostki niż jątrzącej się rany. To nie Wołyń, ani nie Jedwabne, gdzie istnieje szansa, że jesteś dzieckiem czy wnukiem kogoś, kto tej zbrodni dokonał. Stąd nieco większy dystans do opowieści.

Ale mimo wszystko nie należy zapominać, że to nie jest tak, że uporaliśmy się z problemem, który zrodził procesy czarownic. Kiedy Arthur Miller pisał swoje „Czarownice z Salem” równie mocno co do wydarzeń dawnych, odnosił się do współczesnej Ameryki i McCarthyzmu. My z kolei możemy zobaczyć na przykładzie naszego kraju, że Kościół, który przy obecnej władzy odzyskał swoją dawną władzę i przywileje, niczego się ze swojej okrutnej, obrzydliwej historii nie nauczył. Czy też inaczej, nauczył się, że takie rzeczy jak szykanowanie innych zawsze uchodzi mu na sucho.

Twoje bohaterki to bardzo często silne kobiety, czy to Dzwoneczek z „Chłopców”, czy bohaterki „Drelicha. Prosto w splot”. Jednak tym razem zupełnie oddałeś stery kobietom, bo to tytułowe Panie Czarowne są głównymi bohaterkami. Było w związku z tym trudniej?

Zawsze jest trudno, gdy oddaję stery, a więc śledzę i odtwarzam tok myślowy, bohaterów czy bohaterek mocno różnych ode mnie. W przypadku postaci kobiecych jest to zwykle o tyle trudniejsze, że ja często nie mam pojęcia, że robię coś źle, że mam nie tę perspektywę. Tu jednak czuwało nade mną sporo kobiet, a przede wszystkim Asia Mika, wspaniała redaktorka, której tę książkę zadedykowałem, bo miała na nią bardzo duży wpływ. Dawno się już nauczyłem, że w pisaniu obowiązuje ta sama zasada, co w innych dziedzinach – jak czegoś nie wiesz, to zamknij się, słuchaj i obserwuj. A jak już zrobisz, to zapytaj czy dobrze. Działa.

Już dawno wspomniałeś, że będzie delikatna nić łącząca „Panie Czarowne” z uniwersum „Chłopców”, skąd akurat to zestawienie?

Ona nie jest aż taka delikatna, choć przyznaję, w pierwszej wersji książki była mocniejsza. Ale to zestawienie wydaje mi się dość naturalne. Zarówno „Chłopcy” jak i „Panie Czarowne” odnoszą się w jakiś sposób do opowieści, których słuchaliśmy jako dzieci. Piotruś Pan czy różne wiedźmy to historie, które znamy, w jakiś sposób nas ukształtowały. Ja je teraz opowiadam na nowo. Dla mnie Chłopcy i Panie to dwie strony tej samej monety.

Największe wyzwanie podczas pracy nad „Paniami”?

Przepisać tę książkę, gdy okazało się, że pierwsza wersja, choć zawiera wiele fajnych motywów, nie opowiada historii jaką chciałem opowiedzieć. Czułem się trochę jak reżyser w montażowni, który dopiero tam, mając mnóstwo nakręconego materiału, uświadamia sobie, że może tę opowieść przedstawić lepiej i zwięźlej. I znowu wracamy tu do Asi Miki. To w dużej mierze jej zasługa, że to zrozumiałem. Tego, że otrzymawszy pierwszą wersję napisała mi, że ta książka może być naprawdę bardzo fajna. Ale na ten moment nie jest. Wtedy zaczął się trudny, żmudny proces sprawienia, żeby jednak była. Mam nadzieję, ale i wrażenie, że zakończony sukcesem.

Jest tam kilka wymagających emocjonalnie scen. Potrafisz się odciąć, czy jednak to przeżywasz? Bo muszę przyznać, że mną szarpnęło kilka razy.

Bardzo przeżywam i nawet nie próbuję się odcinać. Uważam, że ładunek emocjonalny musi być prawdziwy, by to czy tamto właściwie zadziałało na czytelnika. No i przede wszystkim, bo to najważniejsze, poruszam problemy, które w tej czy tamtej formie dotykają prawdziwych ludzi. Moje postaci to nie znaczki na kartkach, ale prawdziwi ludzie stają w obliczu takich strasznych sytuacji i muszą się z nimi uporać. Myślę o nich tworząc. Myślę, że uczciwe oddanie im głosu, nawet w powieści gatunkowej – a może zwłaszcza w powieści gatunkowej – może zmienić coś w mentalności. I dlatego zaciskam zęby i piszę tak zwane sceny zaangażowane. Dlatego buduję wokół nich swoje historie.

Read the rest of this entry »
 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 1 września, 2021 w Spotkania z autorami, Wywiady

 

Tagi: , , , , , , , , ,