Już 15 stycznia premiera „Zadry”, trzeciego tomu cyklu o komisarzu Bernardzie Grossie, w toruńskiej kawiarni miałam okazję spotkać się z Robertem Małeckim i porozmawiać o najnowszej książce. Planach na przyszłość, dużych zmianach w życiu zawodowym, a także o samotności bohatera.
Kiedy pisałeś „Skazę”, jak wiele miałeś zaplanowanych wydarzeń z całej trylogii?
To może zacznijmy od tego, że nigdy nie planowałem zakończenia cyklu o chełmżyńskim policjancie Bernardzie Grossie na trzecim tomie. Od początku planowałem, że to będzie dłuższa seria kryminalna i dlatego nie zakładałem żadnych konkretnych rozwiązań fabularnych, czy to w zakresie życia osobistego komisarza, czy postaci drugoplanowych. Po prostu zależało mi na tym, by już od pierwszej części cyklu, a więc od „Skazy”, wszystko rozwijało się w swoim tempie, w naturalnym rytmie.
Po pierwsze bardzo mnie cieszy, że nie kończysz z Grossem. Jednak od początku wiedziałeś, że przynajmniej trzy tomy będą, nawet miałeś zaplanowane tytuły, wierni fani wiedzą, że pierwotnie „Zadra” miała być „Rysą”
To prawda. Planowałem, że właśnie tom trzeci będzie nosił taki tytuł, ale na rynku pojawiła się wówczas „Rysa” Igora Brejdyganta. Dlatego uznaliśmy – wspólnie z wydawnictwem – że w ramach cyklu z Grossem warto zmienić ten jeden tytuł i tak powstała „Zadra”.
Tytuły Twoich książek są dobrze przemyślane i nieprzypadkowe. Mają symboliczne, głębsze znaczenie. Wplatasz je w treść, nadając im więcej znaczeń.
Taka jest, moim zdaniem, rola tytułu powieściowego. Rzeczywiście staram się wykorzystywać głębsze ich znaczenia. A przynajmniej zwracam na to uwagę moich Czytelników.
Samotność jest motywem przewodnim, beznadzieja, dużo smutku, refleksyjnych myśli. Dużo o relacjach, ciężkie sytuacje, trudne, bardzo życiowe, bardzo bolesne, moralnie niejednoznaczne konflikty.
Marzyłem o napisaniu serii melancholijnych kryminałów i jak się okazuje – wnoszę to po Twoich odczuciach – chyba się udało (śmiech).
Staram się, żeby cykl o komisarzu Grossie nie był jedynie zwykłym kryminałem. Zależy mi, żeby były to powieści kryminalne z pogłębionymi portretami psychologicznymi bohaterów i bogatą warstwą obyczajową. A depresyjny klimat, o którym mówisz, od początku miał być swoistą zawiesiną dla całego cyklu.
Klimat to jedno, ale mam wrażenie, że Ty uderzasz w niezwykle czułe struny i czytelnik potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie. I robisz to z premedytacją:)
O, tak! Uwielbiam to! (śmiech)
Wiedziałam!
A wracając do „Zadry”, to również książka o nieobecności, ojca w życiu syna, kobiet w życiu mężczyzny. Książka o braku i o tym jak paradoksalnie brak może wypełnić życie.
Masz oczywiście rację. Tych skaz, wad i zadr jest sporo w każdej z tych powieści, a przede wszystkim w bohaterach. Ale niewątpliwie „Zadra” jest także kryminałem o sprawach ostatecznych, o śmierci, o gotowości na to, co gdzieś tam na końcu czeka każdego z nas.
O pogodzeniu się z tym co nieuniknione?
Również o tym.
Czy Bernardowi uda się pójść dalej? Z taką skazą samotności? Pewnie zbyt wiele chcę wiedzieć?
Nie powinienem za wiele zdradzać, żeby nie psuć zabawy czytelnikom „Zadry”, bo część wskazówek pojawia się właśnie w finale tej książki. Jedno jest pewne: będzie więcej powieści z komisarzem Grossem.
Po takim zakończeniu zwyczajnie nie możesz nie pisać dalej;)
No właśnie, to także taki znak firmowy tego cyklu, że każdy finał zapowiada kolejną część. Będę się tego trzymał.
W „Zadrze” mamy nieco odważniejsze sceny erotyczne. Potrzebowałeś czasu, żeby napisać dobrą scenę erotyczną? Bo w mojej opinii poradziłeś sobie świetnie, nie jest ani infantylnie, ani wulgarnie.
Z tymi scenami seksu zawsze jest problem, żeby nie przegiąć, ani w jedną, ani w drugą stronę. Staram się też nie epatować seksem w powieści. Wykorzystuję go – nie powiem, z premedytacją! – ale tylko po to, by coś więcej powiedzieć o bohaterze, żeby Czytelnik mógł go lepiej zrozumieć.