RSS

Archiwa tagu: kawa z pisarzem

Kawa z pisarzem #18 Robert Małecki

Już 15 stycznia premiera „Zadry”, trzeciego tomu cyklu o komisarzu Bernardzie Grossie, w toruńskiej kawiarni miałam okazję spotkać się z Robertem Małeckim i porozmawiać o najnowszej książce. Planach na przyszłość, dużych zmianach w życiu zawodowym, a także o samotności bohatera.

IMG_20200107_161953

Kiedy pisałeś „Skazę”, jak wiele miałeś zaplanowanych wydarzeń z całej trylogii?
To może zacznijmy od tego, że nigdy nie planowałem zakończenia cyklu o chełmżyńskim policjancie Bernardzie Grossie na trzecim tomie. Od początku planowałem, że to będzie dłuższa seria kryminalna i dlatego nie zakładałem żadnych konkretnych rozwiązań fabularnych, czy to w zakresie życia osobistego komisarza, czy postaci drugoplanowych. Po prostu zależało mi na tym, by już od pierwszej części cyklu, a więc od „Skazy”, wszystko rozwijało się w swoim tempie, w naturalnym rytmie.

Po pierwsze bardzo mnie cieszy, że nie kończysz z Grossem. Jednak od początku wiedziałeś, że przynajmniej trzy tomy będą, nawet miałeś zaplanowane tytuły, wierni fani wiedzą, że pierwotnie „Zadra” miała być „Rysą”
To prawda. Planowałem, że właśnie tom trzeci będzie nosił taki tytuł, ale na rynku pojawiła się wówczas „Rysa” Igora Brejdyganta. Dlatego uznaliśmy – wspólnie z wydawnictwem – że w ramach cyklu z Grossem warto zmienić ten jeden tytuł i tak powstała „Zadra”.

Tytuły Twoich książek są dobrze przemyślane i nieprzypadkowe. Mają symboliczne, głębsze znaczenie. Wplatasz je w treść, nadając im więcej znaczeń.
Taka jest, moim zdaniem, rola tytułu powieściowego. Rzeczywiście staram się wykorzystywać głębsze ich znaczenia. A przynajmniej zwracam na to uwagę moich Czytelników.

Samotność jest motywem przewodnim, beznadzieja, dużo smutku, refleksyjnych myśli. Dużo o relacjach, ciężkie sytuacje, trudne, bardzo życiowe, bardzo bolesne, moralnie niejednoznaczne konflikty.
Marzyłem o napisaniu serii melancholijnych kryminałów i jak się okazuje – wnoszę to po Twoich odczuciach – chyba się udało (śmiech).
Staram się, żeby cykl o komisarzu Grossie nie był jedynie zwykłym kryminałem. Zależy mi, żeby były to powieści kryminalne z pogłębionymi portretami psychologicznymi bohaterów i bogatą warstwą obyczajową. A depresyjny klimat, o którym mówisz, od początku miał być swoistą zawiesiną dla całego cyklu.

Klimat to jedno, ale mam wrażenie, że Ty uderzasz w niezwykle czułe struny i czytelnik potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie. I robisz to z premedytacją:)
O, tak! Uwielbiam to! (śmiech)
Wiedziałam!

A wracając do „Zadry”, to również książka o nieobecności, ojca w życiu syna, kobiet w życiu mężczyzny. Książka o braku i o tym jak paradoksalnie brak może wypełnić życie.
Masz oczywiście rację. Tych skaz, wad i zadr jest sporo w każdej z tych powieści, a przede wszystkim w bohaterach. Ale niewątpliwie „Zadra” jest także kryminałem o sprawach ostatecznych, o śmierci, o gotowości na to, co gdzieś tam na końcu czeka każdego z nas.

O pogodzeniu się z tym co nieuniknione?
Również o tym.

Czy Bernardowi uda się pójść dalej? Z taką skazą samotności? Pewnie zbyt wiele chcę wiedzieć?
Nie powinienem za wiele zdradzać, żeby nie psuć zabawy czytelnikom „Zadry”, bo część wskazówek pojawia się właśnie w finale tej książki. Jedno jest pewne: będzie więcej powieści z komisarzem Grossem.

Po takim zakończeniu zwyczajnie nie możesz nie pisać dalej;)
No właśnie, to także taki znak firmowy tego cyklu, że każdy finał zapowiada kolejną część. Będę się tego trzymał.

W „Zadrze” mamy nieco odważniejsze sceny erotyczne. Potrzebowałeś czasu, żeby napisać dobrą scenę erotyczną? Bo w mojej opinii poradziłeś sobie świetnie, nie jest ani infantylnie, ani wulgarnie.
Z tymi scenami seksu zawsze jest problem, żeby nie przegiąć, ani w jedną, ani w drugą stronę. Staram się też nie epatować seksem w powieści. Wykorzystuję go – nie powiem, z premedytacją! – ale tylko po to, by coś więcej powiedzieć o bohaterze, żeby Czytelnik mógł go lepiej zrozumieć.

Read the rest of this entry »

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 10 stycznia, 2020 w Wywiady

 

Tagi: , ,

Kawa z redaktorem naczelnym #17 Jerzy Rzymowski

Zauważyliście? Idę dalej, będą pojawiać się nie tylko rozmowy z pisarzami, ale wokół książek i literatury będę oscylować. Dziś zapraszam na wywiad o literaturze fantastycznej i nie tylko. Moim rozmówcą był Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny magazynu „Nowa Fantastyka”.

IMG_20191103_160140

Jak wygląda dzień pracy redaktora naczelnego?
To sinusoida, która zależy od dnia. Przed wysyłką numeru do druku pracy przybywa, ostatnie dni to robota niemalże non stop. Kiedy numer już pójdzie, jest trochę luzu. Pracuję w domu, do wydawnictwa przyjeżdżam parę razy w miesiącu, jest to głównie praca zdalna. Robota redaktora nie jest wyrafinowana, nie ma wiele do opowiedzenia. Dużo obróbki tekstów, drugie tyle najróżniejszych kwestii organizacyjnych.

Jest duża odpowiedzialność?
Odpowiedzialność jest cholerna, jak by nie patrzeć to jest pismo z już ponad trzydziestosiedmioletnią tradycją.

Chyba też obecnie jedyne na rynku?
Jest w tej chwili jedyne na rynku. Piekielnie trudnym, rynek prasowy jest w tej chwili cięższy niż rynek książki, co zresztą było widać niedawno, kiedy zamknęły się polskie edycje „Playboya”, „Cosmopolitana” i kilku innych tytułów. Ich już nie ma, my wciąż trwamy.

Z czego to wynika?
Nie ma wśród młodszego pokolenia nawyku sięgania po prasę, ona ma swój prestiż raczej wśród starszych czytelników. Olbrzymią konkurencją jest Internet. Teraz trzeba zachęcić ludzi do czytania czasopisma, wyrobić w nich przyzwyczajenie. Trzeba też próbować dotrzeć do nich wszelkimi kanałami, dlatego bardzo zabiegam o to, żebyśmy mieli wersję mobilną.

Jak wyglądała Twoja droga do tego miejsca? Pracujesz w „Nowej Fantastyce” od 2006 roku, od 2013 roku na stanowisku redaktora naczelnego.
Mój staż w branży faktycznie jest już spory. Zaczęło się od „Kruka”, to krótko ukazujący się magazyn literatury grozy, którego wydawnictwo mieściło się w tym samym budynku, co klub „Magii i Miecza” i wydawnictwo Mag. Później byłem redaktorem właśnie „Magii i Miecza”, miałem parę innych punktów zaczepienia po drodze. W pewnym momencie dowiedziałem się, że redakcja „Nowej Fantastyki” poszukuje ludzi, zgłosiłem się i w efekcie zostałem szefem działu publicystyki.

Na ile profil „Nowej Fantastyki” jest zgodny z twoimi zainteresowaniami, bo mam wrażenie, że zawsze wokół fantastyki oscylowałeś.
Od dziecka interesowałem się mniej lub bardziej świadomie fantastyką, ale wszedłem w środowisko fantastyczne trochę tylnymi drzwiami, bo od środowiska RPGowego, od klubu „Magii i Miecza”. Należałem też do Klubu Tfurców. W „Nowej Fantastyce” znalazłem się naturalnym tokiem poszerzania tych zainteresowań.
Od kwietnia tego roku wprowadziłem gry fabularne na łamy pisma i w tym momencie historia jakby zatoczyła koło. Mam nadzieję, że mi się uda doprowadzić do tego, żeby powstało wydanie specjalne poświęcone grom; zobaczymy co z tego wyjdzie.

Kwartalnik już się nie ukazuje?
Była niesatysfakcjonująca sprzedaż, nałożyły się na to zawirowania z Ruchem, które odbiły się zresztą boleśnie na całym rynku prasy. To był dla nas ogromny problem, wycofaliśmy się wtedy od nich z dystrybucji.

Read the rest of this entry »

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 15 grudnia, 2019 w Wywiady

 

Tagi: , , ,

Kawa z pisarzem #16 Jacek Dehnel

„A innego życia, niż to, nie będzie”. Zapraszam na wywiad z Jackiem Dehnelem o najnowszej powieści „Ale z naszymi umarłymi”. To książka, obok której nie sposób przejść obojętnie i która w czytelniku zostaje.

IMG_20191103_111534

Książka „Ale z naszymi umarłymi” powstawała długo. Działo się to etapami aż w końcu stawała się coraz bardziej aktualna. Dojrzewał pan do niej, czy to raczej rzeczywistość do niej dojrzewała?
A dojrzewaliśmy sobie razem. Ale ja z większością moich książek długo się noszę, by wreszcie zasiąść do pisania. Często jest też tak, że coś zaczynam, odkładam, znowu wracam. Zatem od pierwszego pomysłu, który zresztą był pomysłem mojego męża, nie moim, do zakończenia pisania upłynęło równo osiem lat. Zmieniały się nasze – a potem już tylko moje – pomysły na rozwój fabuły i interakcje między bohaterami, ale zmieniał się też kraj i zagranica. Bo przecież ta powieść, choć na wskroś polska, jest metaforą procesów, które zachodzą również w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, krajach skandynawskich, i tak dalej.

Te interakcje są wyraźnie zarysowane. Wywleka pan tą całą naszą romantyczną martyrologię, mesjanizm, to są kwestię, które już nie są nam potrzebne, a wciąż się w nich „tarzamy”?
Ja uważam, że potrzebne nie są, więcej, że są szkodliwe. Ale niektórym się przydają, na przykład do nakręcania nacjonalistycznej narracji, która tworzy agresywną, ksenofobiczną wspólnotę, w dodatku silnie wiąże polskość z religią rzymskokatolicką, a to jest na rękę na przykład katoprawicy.

Przykre, że w ten sposób się to wykorzystuje, używa i zniekształca.
Przykre. Ale to zawsze temu służyło, tylko że było usprawiedliwione w czasach zaborów czy stalinizmu. Teraz jest nieusprawiedliwione i służy krzywdzeniu, a nie naprawianiu krzywd.

Uważa pan, że taka postawa będzie eskalować?
Eskaluje na naszych oczach przez ostatnie lata. Ta narracja jest coraz silniejsza, wystarczy przypomnieć morze hejtu, które się wylało na Olgę Tokarczuk tuż po jej dość oczywistych stwierdzeniach na temat polskiej historii.

Chodzi o wypowiedź, że wyśniliśmy sobie swoją historię?
Tak.

Próbujemy widzieć się lepszymi, na ślepo i naiwnie?
Widzę w tym raczej cynizm niż naiwność.

Lubimy się użalać nad sobą, ale też wywyższać? Polacy czują się lepsi? Jak „naród wybrany”?
Czy naprawdę musimy rozmawiać o oczywistościach? Przecież koncepcję mesjanizmu przerabialiśmy wszyscy w szkole.

Nie obawiał się pan negatywnego odbioru tej książki? To odważny i bieżący temat. Piętnuje pan bezlitośnie i w punkt.
Gdybym się obawiał negatywnego odbioru, to bym niczego nie mógł publikować. Zawsze coś się komuś nie podoba. Nie jest pracą pisarza – czy, mówiąc szerzej, twórcy – robienie tego, co się będzie podobało wszystkim.

Spotkał się pan bezpośrednio z jakimś słownym atakiem, czy negatywną reakcją po publikacji tej książki?
Negatywne reakcje to część normalnego życia literackiego, każdy czytelnik może przecież pisać, że książka go znudziła, była nudna czy naiwna. Natomiast ataki to osobna sprawa, w każdym razie fizycznie jeszcze nie ucierpiałem.

Z jednej strony się cieszę, z drugiej niepokoi mnie to słowo „jeszcze”.
To, że pisarz może uprawiać swoją sztukę nie obawiając się cenzury, karzącej ręki państwa, pobicia a nawet zamordowania, jest sytuacją dość luksusową. Żyje w tej chwili na świecie mnóstwo pisarzy, poetów, dziennikarzy, reportażystów, którzy tego nie mogą o sobie powiedzieć. Więc każdy z nas, kto ma zapewniony ten komfort, powinien się z tego cieszyć oraz pamiętać, że nie jest to dane raz na zawsze i powinien swoją pracą wspomagać tych, którzy są w gorszej sytuacji.

Pan stara się w jakiś sposób wspierać?
Naturalnie. Właściwie całe moje pisanie stoi po stronie tych, którzy są słabsi a przeciwko silnym; po stronie równości, a przeciwko dyskryminacji; po stronie wolności, a przeciwko niewoli. Oczywiście nie na zasadzie propagandowego plakatu, to mnie niespecjalnie interesuje. Również dlatego, że jest skuteczne tylko na bardzo krótką metę i w ograniczonym zakresie.

Read the rest of this entry »

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 4 listopada, 2019 w Spotkania z autorami, Wywiady

 

Tagi: , ,

Kawa z pisarzem #15 Anna Ciarkowska

Siłą książki „Pestki” jest szczerość, prostota i minimalizm. W łódzkiej kawiarni spotkałam się z Anną Ciarkowską, by porozmawiać o trudnych kwestiach, jakie poruszyła w swojej książce. Zapraszam na wywiad o samotności, niezrozumieniu, odrzuceniu i strachu. O życiu.

Jak często słyszysz od czytelników „Pestek”, „to o mnie”, albo „czuję tak samo”?
Nieustannie, nawet ktoś wysuwa to jako zarzut, że każdy się tam odnajduje i że to książka, która jest o wszystkich i każdego dotyczy. Traktuję to jako wielki komplement, lubię, kiedy czytelnicy się identyfikują.

IMG_20190910_104443

Masz wrażenie, że ludzie nie przykładają wagi do tego co mówią? Mówią zbyt wiele, byle jak? Bezrefleksyjnie?
Bardzo mnie cieszy, kiedy słyszę z ust matek, że po mojej książce zaczęły się zastanawiać co mówią swoim dzieciom, miałam poczucie, że coś się rozszerza i idzie dalej. Generalnie mam wrażenie, że bardzo dużo rzeczy mówimy nie myśląc o tym, co to zmienia w życiu drugiego człowieka. Wypowiadasz coś, nawet błahe komentarze, które zostają w głowie i potrafią zaboleć. Część osób ma grubą skórę i ich to nie obejdzie, ale jest cząstka ludzi, którzy będą przeżywać. Pisząc „Pestki”, miałam mnóstwo historii w głowie, nawet bzdury typu komentarze koleżanek z klasy. Chłoniemy słowa, nawet jak nam się wydaję, że nie przejmujemy się opinią innych. Mówimy strasznie dużo przykrych rzeczy, kategorycznych i czarno białych. Chciałabym, żebyśmy się uwrażliwili na to, co mówimy i czasami się powstrzymali.

Wspomniałaś o matkach, opisujesz dzieciństwo z tymi wszystkimi frazesami, których wtedy słuchamy, że jest się za dużym na coś, że trzeba być grzeczną, żeby nie przynieść wstydu, że ludzie patrzą. Czy rodzice chcą źle dla swoich dzieci? Czy to po prostu jest bezmyślne powielanie wzorca?
Uważam, że moje bohaterki, matka i babcia to nie są złe osoby, one są tylko komunikacyjnie nieporadne. Chcą dobrze, gdybym była matką też bym chciała, żeby moja córka szła przez życie łatwo i gładko, żeby była szczęśliwa. Nie ma w tym nic złego, ważne, żeby się nie zatrzymywać na tym pierwszym komunikacie, pierwszym, ucinającym dyskusje frazesie. Pozostaje jeszcze kwestia pogodzenia się z czyimś wyborem, swoich dzieci, ale też rodziców. Oni mają swoje wybory, do których trzeba dojrzeć. Powielanie wzorców jest normalne, mamy kalki komunikacyjne, czasami nie da się wyjść poza to. Jestem za tym, żeby się nawzajem słuchać.

To jest trochę presja otoczenia i chęć organizowania życia innym i chyba nie wynika ze złej woli? Jeśli samemu się zna tylko jeden sposób na życie.
Wynika bardziej z chęci, żeby komuś było łatwiej, są na to różne schematy. Jednym z nich to oddać córkę pod opiekę męża i mieć spokój.

Opisujesz związki, błędy jakie popełniamy i ból jaki temu towarzyszy, pustkę i samotność. Dziś trudniej budować szczęśliwe związki? W erze „tinderyzacji” życia? Kiedy wszystko jest na skróty.
I tak i nie. Ale najpierw dygresja, niedawno widziałam post mówiący o tym, że kiedyś to była miłość, że kiedyś to się ludzie naprawdę zakochiwali. A ja sobie pomyślałam, że od średniowiecza aż po wiek XIX, to średnio miłość była. To rodzice decydowali i względy praktyczne, miłość się czasami pojawiała, jeśli mieli szczęście. Mnóstwo było nieszczęśliwych ludzi, nawet pokolenie naszych babć, niby miłość miłością, ale to, co ojciec powiedział było święte i nie było wyboru. Trochę to idealizujemy, a już w literaturze na pewno, bo wcale nie było tak kolorowo. Mam wrażenie, że człowiek się sam z siebie nie zmienia, zmieniają się tylko okoliczności, a my pozostajemy tacy sami. Teraz mamy więcej możliwości wyboru, z jednej strony to jest fajne, bo możemy robić wszędzie wszystko i z każdym. Z drugiej strony trudniej się trzymać jednej wersji i uznać, że to jest to.

Bo nie wiadomo czego się jeszcze nie spróbowało?
Jest świetny film Piotra Stasika „21 razy Nowy York”, gdzie opowiadał głosem bohaterów o tym, że samotność wynika z tego, że każdy myśli, że za rogiem spotka go coś lepszego. To jest właśnie ta tinderyzacja, przesuwasz ludzi myśląc, że za pięć przesunięć to będzie „to”. A potem okazuje się, że „to” jest bardzo blisko. Oczekujemy też silnych emocji i fajerwerków, silnych przeżyć, a dochodzę do tego momentu, że nie musi być spektakularnie, wystarczy jak jest dobrze.

IMG_20190910_104308

Twoja książka jest niesamowicie emocjonalna, w zasadzie tam są tylko emocje. Na pierwszym planie. Niewielka ilość słów, ale każde znajduje się dokładnie tam, gdzie chciałaś?
To jest proza, ale bardzo poetycka.
Od początku wiedziałam, że tekst będzie poszarpany, że będzie się składał z drobnych ziarenek. Ja chyba w ten sposób myślę, o poszatkowanych, pokawałkowanych fragmentach. Chciałam krótkie formy, które się będą gdzieś ze sobą łączyły, ale trudno opowiedzieć fabułę, zamknąć w punktach, czy w planie. Piszę wiele wersji jednego tekstu, drukuję je i czytam na głos. Potem wyjeżdżam, nie tyle odpoczywam od tekstu, co sama sobie robię deadliny. W zeszłym roku wyjechałam z „Pestkami”, które wtedy miały tytuł roboczy „Nie przesadzaj”(ale za bardzo brzmiało jak nazwa sklepu ogrodniczego). Chodziłam po tarasie,czytałam i skreślałam, co było bolesne. To, co piszę nazywam prozki, lubię brzmienie tego słowa i jego skojarzenia z prosem, z sianiem. Teraz gatunki się przenikają, jest przestrzeń na różne formy, myślę, że moja jest gdzieś pomiędzy.

Read the rest of this entry »

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 11 września, 2019 w Wywiady

 

Tagi: , ,

Kawa z pisarzem #14 Bartosz Szczygielski

Bartosz Szczygielski jest autorem trylogii „Aorta”, „Krew” i „Serce”. W Warszawskim Starbucksie, nad ogromnymi kubkami kawy, wypytałam Bartka o to, jak wiele siebie samego przenosi do swoich bohaterów i jak bardzo przykłada się do researchu. Rozmawialiśmy też o tym, czy widzi w ludziach dobro i jak mu się udało ukazać prostytutkę nie przez pryzmat jej zawodu. I jak z rodzinnego miasta, z trudną historią, zrobić bohatera książki.
Serdecznie zapraszam!

IMG_20190819_165518

Zacznijmy od tytułów, mam wrażenie jakby sprowadzały się do wnętrza, do środka, do serca właśnie, taki był Twój zamiar?
Zdecydowanie, od początku chciałem, żeby trylogia była spójna, zarówno pod względem wizualnym, jak i pod względem tytułów. Do tej pory boli mnie, że „Aorta” i „Serce” mają pięć liter a „Krew” tylko cztery. Nie znalazłem niczego co by pasowało i jednocześnie odzwierciedlało treść. „Odbyt” miałby też pięć liter, ale myślę, że babcia nie byłaby specjalnie dumna, gdyby zobaczyła taką książkę z moim nazwiskiem na okładce.

Takie tytuły były Twoim pomysłem?
Tak, wydawnictwo nie chciało w to ingerować. Zaczęło się od „Aorty”, a tytuł wziął się od tego co jest w nas. Arystoteles uważał, że jest to jeden z najważniejszych organów, bez którego nic by nie funkcjonowało. Aorta miała utrzymywać serce we właściwym miejscu. Każdy z bohaterów pierwszej części uważa, że bez niego nic nie mogłoby się wydarzyć, że jest niezastąpionym i spajającym wszystko elementem. „Krew” też pasowała, bo chciałem opowiedzieć o więzach krwi, o tym co nas trzyma przy życiu, a „Serce” to już takie bezpośrednie spojrzenie na i w nas samych. Próba odpowiedzi na pytanie czy to, kim chcemy być, jest faktycznie tym, kim jesteśmy.

U Ciebie trudno wyodrębnić głównego bohatera, do końca się wahałam, czy bardziej Kaśka, czy jednak Gabriel. Odniosłam wrażenie, że to dało Ci możliwość zobrazowania dwóch odmiennych perspektyw.
Trochę tak, nie chciałem, żeby to był taki klasyczny kryminał, z parą głównych bohaterów, z jakąś chemią między nimi i niedopowiedzeniami. Chciałem to poprowadzić inaczej, niby miałem tego klasycznego bohatera, Gabriela (nie dałem mu tylko cukrzycy, bo nie można mieć wszystkiego), więc to jest ukłon w stronę tych czytelników, którzy tego oczekują. Dla przeciwwagi stworzyłem Kaśkę, bo miałem dosyć tego, że jak pojawiają się prostytutki w książkach, to są jednowymiarowe i najlepiej jakby nic nie mówiły, albo na początku książki umarły. Postawiłem na żeńską postać i ukazałem ją jako osobę, która od początku wiedziała w co się pakuje i konsekwentnie dąży do tego co sobie zamierzyła.

Pokazałeś prostytutkę nie przez pryzmat jej zawodu.
Starałem się pokazać, że to nie jest postać, którą trzeba ratować, to postać która sprawia, że trzeba ratować innych przed nią. Losy Gabriela i Kaśki się stykają ale też nie w taki sposób, w jaki moglibyśmy się spodziewać. Często jest tak, że ktoś nam przetnie drogę i wpływa na nasze życie, a teoretycznie go w naszym życiu wiele nie ma. Cieszy mnie, kiedy czytelnicy zauważają Kaśkę, bo to równoległa i istotna postać.

IMG_20190819_163501

Ukazujesz ludzi, którym odebrano wszystko. Twoi bohaterowie stracili wszystko i napędza ich zemsta. Ale pomimo upodlenia, kalectwa, pomimo niewyobrażalnych strat, pomimo zatarcia zasad moralnych, gdzieś to dobro się w nich tli.
Szczególnie u Gabriela, ale Kaśka też nie jest złą osobą. Chciałem, żeby czytelnik nie musiał jej lubić, ale żeby był w stanie zrozumieć ją i jej motywację. Trochę jak w życiu. Dobrze wiedzieć, co kim kieruje.

Read the rest of this entry »

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 24 sierpnia, 2019 w Spotkania z autorami, Wywiady

 

Tagi: , ,