RSS

Kawa z pisarzem #7 Jakub Ćwiek

29 List

Zapraszam na zapis nieco spontanicznej i pełnej dygresji rozmowy z Jakubem Ćwiekiem. O serialu „Stróże”, o uniwersum „Kłamcy”, o najnowszej książce, jakże innej od dotychczasowego dorobku autora-„Bezpańskim”, a także o spojrzeniu na własną twórczość z perspektywy czasu. Rozmawialiśmy o sytuacji na rynku wydawniczym i próbowaliśmy znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego twórcom tak trudno o książkach rozmawiać. Jeśli kogoś odstraszają wulgaryzmy, to odsyłam do pierwszego tomu „Dreszcza”, tam Jakub najlepiej podsumował, co powinien zrobić ktoś, komu wulgaryzmy przeszkadzają.

received_352416155513409

Zanim zacząłeś pisać chciałeś robić filmy, to marzenie ma duże szanse wkrótce się spełnić. Masz scenariusz „Stróże”, który powstał przed książką?
Scenariusz powstał przed książką, bo koncept był taki, żeby rozwijać uniwersum „Kłamcy” szeroko, a nie tylko w kolejnych książkach. Po czwartym tomie zawsze, kiedy chcę coś do niego dodać, to stwierdzam, że kolejny element układanki musi oddawać trochę długu względem popkultury. Czyli po Kill’em all nie powstała ani jedna rzecz, która byłaby tylko i wyłącznie książką.

Mówisz na przykład o „Kłamcy 2,5”, który był wydawany razem z grą „Kłamcianka”?
„Kłąmca 2,5 Machinomachia” nie miał być początkowo książką, miało być tylko opowiadanie „Machinomachia”, które planowaliśmy wrzucić do instrukcji gry. Tak się jednak złożyło, że rozrosło się na tyle, że przeszło w nowelę, a to już za dużo do instrukcji. Wtedy okazało się też, że mam pomysły na dodatkowe opowiadania i mogę je tam włączyć. Koncepcją główną była jednak gra. Wcześniej w uniwersum był jeszcze komiks „Klamca viva l’arte”. Następnie „Papież sztuk”, o tam jest popieprzone , bo jest i gra paragrafowa i komiks dla dzieci, ale wszystko jest wpisane w historię. Wyznaję zasadę, że jeżeli chcesz zrobić następny krok treściowo to zrób też krok formalny. Jeżeli rozszerzać uniwersum o cokolwiek, w tym przypadku o opowieść o aniołach stróżach, to robimy to w nowej formule, czyli serialu.

Niedawno pojawiła się akcja na portalu polakpotrafi.pl jakie są założenia, jakie są cele, proszę opowiedz o tym.
Optymistycznym założeniem jest to żeby zrobić cały sezon, 10 odcinków po 12 minut. Nie chodzi o to żeby na tym zarabiać, chodzi o to żeby zrobić fajną produkcje w fajnym towarzystwie. Najniższym progiem jest zrealizowanie pilota i trailera do reszty i działanie z nim dalej u sponsorów.

Kogo już masz w drużynie? Kto jest z Tobą w tym projekcie?
Ludzie, którzy mnie otaczają, mają mnóstwo talentów, które podziwiam, myślę sobie, że szkoda by było z tego nie skorzystać. To jest trochę tak jak z opowiadaniami, najlepsze projekty powstają, kiedy rzeczy zderzają się ze sobą. Ja zderzam ze sobą ludzi, świetne uczucie, kiedy zestawiasz pozornie niepasujące do siebie osoby, a okazuje się, że razem tworzą coś wyjątkowego. W tym projekcie są sportowcy, kabareciarze, muzycy i profesjonalni aktorzy,

Podasz jakieś konkretne nazwiska?
Jasne, w obsadzie są między innymi fantastyczni aktorzy Marcin Perchuć Grzegorz Daukszewicz czy Paweł Sakowski, Roman Szymański, zawodnik KSW, Abradab z Kalibra 44, Krzysiek Sokołowski z Nocnego Kochanka, Michał Pałubski z Brothells i Formacji Chatelet, Maciej Linke, mistrz Europy brazylijskiego jiu-jitsu również stand uper. A skoro już mowa o tym nowym dla mnie świecie, którego się uczę, stand up reprezentować będzie również Jakub Poczęty-Błażewicz..
Całość wyreżyseruje Staszek Mąderek, mamy też świetnego operatora Mateusza Różańskiego, charakteryzatorkę Beatę Borowską, scenografkę Aleksandrę Żurawską. No i ja, który napisałem scenariusz.

Nie zamierzasz sam wystąpić i zasilić to zacne grono?
Jeżeli w ogóle to tylko jakiś epizodzik, nie zamierzam obsadzać się w żadnej poważnej roli, znam swoje ograniczenia.

received_870671456656274

Na ten moment ukazały się trzy zremasterowanych tomy „Kłamcy”, ale ty już wznawiałeś swoje książki, na przykład „Ciemność płonie” i tam nie wprowadzałeś tylu poprawek, co w „Kłamcy”, może poza gwarą śląską.
Tak, bo to, znaczy gwarę, zawaliłem w „Ciemności” za pierwszym razem i teraz, gdy nadarzyła się okazja do poprawy, skorzystałem z eksperta, który pomaga mi przy Dreszczu czyli Marcelego Szpaka, by to naprawić. Dopisałem też sporo jak siedziałem na katowickim dworcu, ale samej treści nie zmieniałem. Ale to była zdecydowanie dojrzalsza publikacja niż „Kłamca”, ja się już wtedy sporo nauczyłem, to była moja czwarta książka, a pomiędzy było trochę opowiadań. Oczywiście w „Ciemności” nadal są jakieś tam błędy, ja się zmieniłem pisarsko, ale ostatecznie chciałem zostawić siebie takim jakim byłem wtedy. Bo wtedy to już był pisarz, chociaż niedoświadczony.

W „Kłamcy” zdecydowałeś się zmienić sporo. Dlaczego?
Bo od tej książki minęło nie tylko trzynaście lat, ale i całe pokolenie, a tamtej książki nie napisał jeszcze zawodowiec. Zwróć uwagę, że wszystko się zmieniło, są inni czytelnicy. Mogłem ją zostawić, książek jest dużo na rynku, ale jeżeli mam to zaprezentować w nowej formie, będąc autorem prezentującym nowy poziom, nowemu czytelnikowi to muszę dać z siebie więcej.

Czy nie szkoda Ci energii i czasu na poprawki?
Ja się nieustannie uczę.

Właśnie to obrazuje Twój postęp, to jak rozwinąłeś swój warsztat.
Nic nie obrazuje mojego rozwoju lepiej niż poprawiony „Kłamca”
Teraz widzę rzeczy na które chciał mi zwrócić uwagę Marcin Wroński, mój pierwszy redaktor, a jednocześnie wyśmienity pisarz. Dla mnie jest to ważne podsumowanie pewnego mojego etapu pisarskiego. Widzę kwestie, widzę pewne rzeczy, których nie dostrzegałem wtedy.

Ale za piętnaście lat możesz znowu widzieć inne rzeczy.
Właśnie tak! Zwróć uwagę, że w „Kłamcy” nie zmienia się treść, tam się zmienia jakość opisów, poprawiłem pewne sceny, żeby były wiarygodniejsze i to samo chciałbym być może zrobić za kolejne piętnaście lat. Chciałbym to poprawić mając świadomość, że tych poprawek będzie tyle co teraz, bo to znaczy, że o tyle się rozwinąłem. Jeżeli tylko uda mi się utrzymać sedno opowieści, a opinie mówią ze duch Kłamcy jest zachowany.

Wydaje mi się, że takie pierwsze wydania mają swój urok.
Książek jest sporo na rynku, jeśli ktoś będzie chciał starą wersję to ją sobie dorwie. Nie chciałbym, żeby po „Kłamcę” ludzie sięgali z sentymentu, tylko żeby to była dobra opowieść. Jest mnóstwo gier, które kiedyś uwielbiałem, ale teraz ciężko mi się w nie gra, bo się zestarzały.

Ale właśnie o to chodzi, że takie były, kiedy my byliśmy młodsi.
Ale powstają wersje zremasterowane i są super. Ma nadzieję, ze z moim „Kłamcą” będzie tak samo.

A co zrobisz z czwartym tomem „Kłamcy” mam na myśli zakończenie.
Zakończenie jest to samo, nie potrzebuję tutaj żadnych alternatywnych opcji, mam „Stróży”, którzy robią zamieszanie w tym uniwersum. Natomiast dojdzie kilka wyjaśnień rzeczy, które zostały potraktowane skrótowo, usunąłem trochę żartów, bo się nie utrzymały czasowo, sądziłem, że są mocniej osadzone, a straciły swój kontekst, dołożę kilka scen o które zasadnie prosili czytelnicy.

Nie będzie Cie kusiło, żeby poprawiać dalej? Masz sporo książek.
Nie byłbym w stanie tylko siąść i poprawiać. Jak będziemy wznawiać „Dreszcza” to nie będzie wielu poprawek, bo moim zdaniem ta książka tego nie wymaga. Teraz był taki długi czas, że większość rzeczy, które robiłem nie było moją normalną, typową pracą, czyli wymyślaniem historii. Trzy rzeczy nad którymi ostatnio pracowałem to były teksty już napisane, już wymyślone. Mogę to przeredagowywać, ustawiać inaczej, ale to są historie, które już zostały opowiedziane.
Pierwszą z nich jest mój „Kłamca”, to jest niesamowite doświadczenie, kiedy widzę tego butnego gówniarza.

Co byś tamtemu sobie powiedział?
Ja bym sobie nic nie powiedział, ja bym sobie jebnął po prostu.
Widzę go tam, w tych książkach cały czas i to jest niezwykłe doświadczenie. Spotkałem ostatnio na targach w Krakowie Marcina Wrońskiego i powiedziałem, mu, że po tej redakcji, dopiero teraz rozumiem co chciał mi wtedy przekazać i tym bardziej mu dziękuję.

Marcin Wroński to chyba bardzo ważna dla Ciebie osoba?
On był ogromnie ważny, ja się o pisaniu dużo nauczyłem tutaj, w Katowicach, w Śląskim Klubie Fantastyki, rozmawiając z Anią Kańtoch, ale to też były wtedy jej początki, wtedy była jeszcze niedoświadczoną autorką. Jeszcze nie miała rozwiniętej intuicji pisarskiej, która dziś daje tak dobre książki. Wielu rzeczy uczyłem się z obserwacji na żywca. To sprawiło, że mogłem się przebić przez sito selekcji, ale nie sprawiło, że miałem od razu dobrą książkę i dopiero Marcin nauczył mnie pisać, miał do mnie ogromną cierpliwość.

Przejdźmy do tych innych rzeczy, nad którymi pracowałeś, a których nie wymyśliłeś.
No więc po pierwsze „Bezpański” – proces powstawania tej książki był procesem przepuszczania przez siebie cudzych wspomnień, przetworzenie przez swoje emocje. Metoda pisarska jakiej dotąd nie stosowałem, ale mam wrażenie, z dobrym finalnym efektem. Trzecia rzecz to praca Bartka Czartoryskiego, który pracuje nad tłumaczeniem nowego przekładu jednego z bardzo ważnych dla mnie twórców. Redagując te książki, filtrowałem przez siebie, czyli przepracowywałem swojego mistrza.
Każde doświadczenie jest skrajne inne i bardzo cenne, ale zaczęło mi brakować pisania, opowiadania tradycyjnego, czyli nie ma ryzyka, że popadnę w perfekcjonizm i będę już tylko poprawiał swoje teksty. Raczej wyznaję zasadę – jest ładnie i się trzyma, gorzej, kiedy się nie trzyma.

„Kłamca” do tej pory sobie świetnie radził.
Owszem, ale ja muszę wymagać od siebie więcej niż od czytelnika, zwłaszcza teraz, kiedy tak wielu autorów odpuszcza sobie pracę nad kształtowaniem odbiorcy ograniczając się do schlebiania jego niewyrobionym gustom.

Jednak pisarz pisze dla czytelników.
Pisarz pisze dla czytelników, ale pisarz nie może pisać tego czego chce tłum. Pisarz pisze swoją historię, albo opowiada czyjąś. Jednak należy pamiętać, że tłum zawsze jest głupi. Nieważne z jak wybitnych jednostek się składa, tłum jest żywiołem, jest uśrednieniem wszystkich ludzi którzy w nim są. Żeby trafić w jak najwięcej gustów musisz spłycić opowieść, czegoś takiego nie chcę robić.

Wracając do „Bezpańskiego” na chwile, chciałbyś częściej pracować w ten sposób? Jest mnóstwo ludzi z ciekawymi historiami, którzy nie mają narzędzi by je opowiedzieć.
Nie, nie sądzę, to nie jest moje zadanie, to musi być historia która będzie we mnie siedzieć, ja bardzo chciałem się dowiedzieć o pewnych rzeczach związanych z policją, o rzeczach związanych z ustrojem, żeby nie bazować tylko na schematach i stereotypach. Adam Bigaj zbudował mi obraz, oprócz tego, że miał swoją historię to odpowiadał na moje pytania, na kwestie, które mnie interesowały.

Czy do czegoś jeszcze taki research związany z pracą w policji był Ci potrzebny?
Zawsze, gromadzę doświadczenia różnego rodzaju, układając je sobie w głowie, żeby z nich czerpać kiedy będą mi potrzebne. Akurat kwestie zawodu policjanta, czy zawodu lekarza to jest coś, co możesz wykorzystać w dowolnej opowieści. Mogę pisać romans z wątkiem w którym pojawia się policjant i już znam procedury, gdybym szukał informacji na bieżąco to opowieść byłaby sztuczna, a tak już wiem jak to funkcjonuje. Dlatego to nie znaczy, że zabieram się za pisanie powieści policyjnej, ale dysponuję wiedzą, którą mogę przy różnych okazjach wykorzystać.

received_185243889023724

Jak wyglądają Twoje plany jeśli chodzi o tworzenie własnych historii, będzie kolejna książka o Stróżach?
Będą kolejni „Stróże”, planuję tę pozycję na kwiecień.

A Zawisza Czarny? Chyba miał się ukazać tym roku.
Miał być, ale wyszedł „Kłamca”, nie możemy wydać zbyt wiele na raz. Zawalanie rynku jednym nazwiskiem nie jest dobre.

Dlaczego tak uważasz? Nie chcesz za bardzo przesycić sobą półek w księgarniach?
Jestem pisarzem, ale jestem przede wszystkim czytelnikiem, świadomym odbiorcą rynku. Nie chcę, żeby ludzi czytali tylko moje książki, ponieważ jest to szkodliwe. Staram się wprowadzać urozmaicenia, pisać różne rzeczy, ale nadal, jestem jednym autorem, mam jedno określone spojrzenie na świat. Jeśli napiszę dziesięć książek w ciągu roku dla jednego odbiorcy, któremu się spodobam, to jest duże prawdopodobieństwo, że przeczyta tylko mnie, albo przede wszystkim mnie.

U niektórych się sprawdza, żeby wydawać 6-8 książek rocznie.
U niektórych się sprawdza, to prawda, ale sprawdza się finansowo, sprawdza się wizerunkowo, natomiast absolutnie nie sprawdza się czytelniczo. Podam przykład, jestem ogromnym fanem Wojtka Chmielarza, ale przyjmując nawet założenie – co jest w zasadzie niewykonalne, przy jego podejściu do pisania, stopniu researchu, stopniu pielęgnacji powieści – że jest w stanie napisać dziesięć powieści w ciągu roku. Nie chciałbym tego, nawet biorąc pod uwagę, że on nie chybia, nie chciałbym bo na pewno musiałbym je przeczytać, miałyby dla mnie ogromny priorytet, lubię jego styl, ale przez to nie poznałbym szeregu innych autorów.

Nie uważasz, ze to by się trochę rozmyło, że nie można pisać dobrze przy takiej ilości?
To zależy jaką ktoś ma metodę pisarską, przy takiej ilości pojawia się presja czasu, a to nie jest dobre dla twórcy. Na pewno są autorzy, którzy mogą pisać szybko i jednocześnie pisać dobre książki, to nie jest tak, że optymalnym czasem jest rok, czy dwa lata. Można przygotowywać się do jednej, gromadzić do niej materiały, a jednocześnie pisać kolejną. Jeżeli masz dobrze zbudowaną historię to można ją napisać w miesiąc, ale później dobrze ją na kolejny miesiąc odłożyć, redakcja też trochę trwa, dobrze też napisać drugą wersję. Samo pisanie to dopiero początek pracy o czym część ludzi zapomina.

Wspomniałeś Wojtka Chmielarza, co jeszcze czytasz?
No właśnie na tym polega rzecz, ze staram się czytać wiele różnych rzeczy, bo myślę, że po to książki są, żeby czytać niekoniecznie według tego co nam się szybko dopasowało w guście.

Jednak wielu ludzi tak robi, sama często tak robię, kiedy spodoba mi się coś jakiegoś autora to jestem ciekawa co jeszcze napisał, czym zadebiutował itp.
Weźmy za przykład McDonald’s, wyobraź sobie, że smakuje Ci stamtąd jedzenie. Jeżeli zaczniesz się stołować wyłącznie tam to nie poznasz szeregu innych smaków i zaczniesz na tym ogromnie tracić. Dostosujesz zmysły do tego co jesz, a być może jest masa innych rzeczy, o których nie wiesz, że też są dobre, być może lepsze. Tylko, że Twój zmysł będzie już sprofilowany, nie docenisz.
Staram się nie osiadać w jednej literackiej płaszczyźnie, na przykład nie czytać kryminałów jeden po drugim, bo to by mnie zamknęło, przyblokowało na inne rzeczy. Często porównuje się to do ćwiczeń fizycznych, wyobraź sobie, że trenujesz codziennie wyłącznie nogi. Codziennie ćwiczysz, ale nie rozwijasz się równomiernie.
A jeśli jeszcze okaże się, że autor wynikiem niewiedzy, niedbalstwa, czy za dużego tempa pisania popełnia karygodne błędy w fabule i popełnia je regularnie, to się na te błędy znieczulisz. Na przykład błędów językowych nie wymyślamy sami, my je od kogoś przejmujemy, bo się osadziły w języku.

Podobnie jest z wulgaryzmami?
Ja jestem wielkim fanem wulgaryzmów, ale zdaję sobie sprawę, że wulgaryzmy wyłączają ludziom myślenie, człowiek, tak zwany „kulturalny”, kiedy usłyszy „kurwa mać”, to nie słyszy nic więcej, nawet, jeśli te wulgaryzmy są zasadne. Jak ktoś myli bynajmniej z przynajmniej to tego typu błędy się w języku osadzają i podobnie jest z błędami fabularnymi. Jeśli kolejni autorzy, na których rynek wymusza tempo pisania, przestaje się przejmować logiką wydarzeń, przestaje się przejmować konsekwencją bohaterów, to Ty jako czytelnik zatracisz możliwość zauważania błędów.

Uważasz, że to jest możliwe? Że naprawdę znieczulamy się na bzdury?
Nie znajduję u najpopularniejszego obecnie polskiego autora ani jednej książki, gdzie jego bohaterowie byli poprowadzeni logicznie i konsekwentnie. Co więcej, w pismach branżowych, w recenzjach pisanych przez zawodowców nie jest to wskazane jako problem. Pomimo tego, że bohaterowie są napisani w sposób zły. To nie jest tak, że chodzi mi tylko o jednego autora, bo tak nie jest, chodzi mi o pewną tendencję, która się pojawiła, tendencję, także na rynku zachodnim. Czytelnik się nie zastanawia nad konsekwencją postępowania bohaterów, nie zastanawia się nad czytaną historią, liczy się tempo, zwroty akcji, ludzie nie czytają opisów, rozmyślań wewnętrznych bohaterów, przeskakują, do akcji, do dialogu. Skoro jest taka tendencja u czytelników, to pojawili się autorzy, którzy tak piszą i utrwalają złe nawyki.

Jak oceniasz publiczne rozmowy o literaturze wobec tych niepokojących tendencji?
Rynek autorski nie jest duży, my się znamy, jeżeli nie osobiście to mamy od siebie dwa stopnie oddalenia. Jeżeli chcesz porozmawiać o literaturze i o kondycji rynku to musisz się odnieść do konkretnych przykładów a co za tym idzie wspominać i powoływać się na osoby, które znasz, albo które zna ktoś tobie bliski albo z którymi jesteś powiązany biznesowo. W związku z tym automatycznie ludzie tego unikają, żeby nikogo nie dotknąć, czy zostać posądzonym o konkurencję, czy o złe podejście do kolegów z branży. W związku z tym nie można rozmawiać o literaturze.

Chcesz powiedzieć, że pisarze nie rozmawiają swobodnie o literaturze?
Rozmawiają, ale w kuluarach, zwróć uwagę jak niewielu autorów rozmawia o literaturze i o kolegach po piórze publicznie.

Ty się jednak odważyłeś.
Ja nie byłem pierwszy, Jacek Dehnel odnosił się do „Króla” Szczepana Twardocha, o podejściu Twardocha do Warszawy, które mu się nie spodobało, Szczepan podjął rozmowę, miała ta wymiana zdań momentami nieco uszczypliwy ton, ale debata publiczna ma swoje prawa. Od razu pojawiły się informacje, że jest awantura pisarska. Jaka awantura? Ktoś w końcu porozmawiał o literaturze.
Często słucham ludzi, mówiących o konieczności czytania, którzy obrazują nam ważne książki, mówią jak istotne są one dla rozwoju, a boją się podjąć temat, bo środowiskowo nie chcą źle wypaść, wyrażają tym swoje nieme poparcie uczestnicząc w mechanizmie marketingowym, sprzedażowym. Przy takich zachowaniach widzę, że ten rynek zmierza w celu bezmyślnej komercjalizacji.

Wszyscy będziecie się klepać po plecach i wydawać bzdury?
To nie będzie, to już się dzieje. Z tym mamy w tej chwili do czynienia. Książki celebrytów są ważniejsze niż jakakolwiek literatura. Pisarzy buduje się marketingowo, niekoniecznie pisarsko i zanika koncept krytyki literackiej.

Tym niezbyt optymistycznym akcentem zachęcam do chwili refleksji, bo jest nad czym, prawda?
A Kubie bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja już czekam na serial „Stróże”, a Wy? https://polakpotrafi.pl/projekt/stroze

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 29 listopada, 2018 w Wywiady

 

Tagi: , ,

Dodaj komentarz